Zdecydowanie tak. Pożyczone pieniądze podjęte na dobrych warunkach z początku faktycznie poprawiają nasz standard życia. Mało tego, kiedy regularnie je spłacamy, znajdujemy się wówczas w gronie „wyjątkowych klientów”! Pożyczkodawcy wychodzą nam naprzeciw proponując zaciąganie coraz to większych kwot, na które zazwyczaj ochoczo się zgadzamy. Skoro jest okazja, to robimy remont, jedziemy na wakacje do ciepłych krajów, kupujemy droższe ubrania, ładniejsze samochody, czy robimy bardziej wystawne święta. Niestety nasza rata… rośnie, jak na drożdżach. Co miesiąc zaczyna nam więcej ubywać z portfela, bo przecież świeżo zaciągnięte długi mają ustanowiony plan ich spłaty. I tu zaczyna się problem. Po pewnym czasie nasuwają się nam pytania, jak teraz poradzić sobie z tak wysokimi ratami, czy starczy pieniędzy na życie? Efekt jest taki, że po „chwili ekscytacji” nowym nabytkiem, super wakacjami, czy wystawnymi świętami po prostu zaczynamy zaciskać pasa. Równocześnie staramy się pracować więcej i spłacać ustalone raty, zerkając od czasu do czasu z uśmiechem na fotografię z wakacji lub zasiadając na sofie, którą przecież okazjonalnie nabyliśmy na raty. Do tego momentu nasze sprawy choć nie wesołe są przynajmniej – zazwyczaj pozornie – opanowane. I wszystko mogło by się układać po mału, ale czyha w międzyczasie na nas wiele pułapek.
Istnieje kilka pułapek, o których staramy się nie myśleć zaczynając przygodę z pożyczaniem. Są to np. przejściowe lub dłuższe choroby w rodzinie, zwłaszcza kiedy dotykają tych, którzy przynoszą pieniądze do domu. Jest to także chwilowa utrata pracy lub dodatkowe godziny, które wydawało się, że bedą nas zawsze dotyczyły, są powodem do tego, aby w pewnym momencie nie posiadać pięniędzy na ich wpłacenie do banku. Według naszych spostrzeżeń nie mają na pewno długów ci, którzy pozostawili swojego partnera – który dzięki swojej naiwności jako jedyny widniał na drukach bankowych jako kredytobiorca. Niestety coraz mniej par spędza ze sobą całe życie. Często zdarzają się przypadki, gdy dłużnikami są osoby, które nie mogą poradzić sobie ze spłatą zobowiązań, bo po ich partnerze bądź partnerce, którzy mieli dokładać się do rat czy rachunków, słuch zaginął. W zwiazku liczy się zaufanie, ale również rozum, wspólne wydawanie zapożyczonych pieniędzy jest napewno przyjemniejsze niż ich spłacanie. Strona boirąca na siebie odpowiedzialność powinna być tego świadoma. Wiele par w związku formalnym to rozumie i zabezpiecza się intercyzą. Daje ona niezależność finansową i zarazem jest zabezpieczeniem dla tych, którzy prowadzą interesy i zdarza im się popadać w długi. Wówczas nie odpowiada za nie współmałżonek. Minusami jest w niektórych przypadkach obniżenie zdolności kredytowej i brak możliwości wspólnego rozliczania się z podatków.
Kraje wysoko rozwinięte mają nie lada problem z dłużnikami. W państwach Unii Europejskiej już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku utrwaliło się przekonanie, że wyłączenie na zawsze zadłużonych obywateli z życia gospodarczego i społecznego jest niekorzystne dla gospodarki narodowej. Z tego powodu ustawodawcy krajów Europy Zachodniej wprowadzili unormowania w sprawie upadłości konsumenckiej. Obecne przepisy w ramach Unii Europejskiej umożliwiają np. Polakom w Wielkiej Brytanii skorzystać z przepisów o upadłości konsumenckiej na naprawdę liberalnym prawie. Jednak czy upadłość konsumencka jest rozsądnym i – co ważniejsze – jedynym rozwiązaniem? Zdecydowanie nie. Tym bardziej nie dla Polaków. Dlaczego? Oto kilka powodów:
Te same przepisy ogólnoeuropejskie regulują bardziej przyjazne rozwiązania niż upadłość konsumencka w UK (bankruptcy of natural person). Co zatem jest lepszym rozwiązaniem? Moim zdaniem, umiarkowanym rozwiązaniem wydaje się być formalne porozumienie, możliwe dzięki Licensed Insolvency Practitioner. To chyba jedyne słuszne rozwiązanie, które rekomenduje wszystkim tym, którzy planują pozostać w Anglli, Walii i Irlandii Północnej, a także Szkocji.
Jesteś na Facebooku?
Zobacz nasz profil: